Oto mój najlepszy kuchenny pomocnik 🙂 Bardzo długo przymierzałam się do jego kupna, internety chwaliły, ale cena skutecznie mnie odstraszała, aż w końcu po spaleniu czwartego z kolei blendera dojrzałam do tej poważnej decyzji 😛 I mimo, że kupiłam używaka z Anglii na ebayu, to jeszcze długi czas miałam wyrzuty sumienia za taką kosztowną zachciankę 😛 Minął prawie rok codziennego (jak nie częściej) używania Vitamixa i postanowiłam strzelić mu małą i totalnie niesponsorowaną recenzję. Może ułatwi komuś decyzję, zanim spali się kolejny blender 😛
Na początek to co najważniejsze, czyli…
TRWAŁOŚĆ!!! Mój model jest kilkuletni, kupiłam jako używany, bo nie byłam w stanie wydać tyle pieniędzy na jakby nie było tylko blender. Natomiast internety rozpisywały się nad trwałością i niezniszczalnością tego sprzętu, więc stwierdziłam, że jeśli to prawda, to mała różnica czy blender bedzie nowy czy używany. I na razie faktycznie podpisuję się rękami i nogami pod pochwałami na temat wtrzymałości. Blendowałam w nim milion twardych rzeczy (orzechy, niełuskane ziarno kakaowca, kasze, twarde warzywa, wiórki kokosowe itd) i jak do tej pory nie udało mi się go spalić.
Po drugie, to co równie ważne czyli…
FUNKCYJNOŚĆ! To nie jest robot kuchenny, to nadal TYLKO blender. Nie jest maszyną wielofunkcyjną, co zrobi ciasto i ubije pianę z białek i na koniec posypie świeżo zmieloną kawą. Jest prosty w budowie, ale wydaje mi się, że to właśnie w tej prostocie jest siła. Duży, wysoki kielich z grubego plastiku, gumowa pokrywa, pałka do mieszania, włącznik, jedno pokrętło, przełącznik mocy, w środku cztery ostrza. Tylko tyle i aż tyle – z początku nie sądziłam, że tak będzie, ale używam go często kilka razy dziennie. Poza oczywistym blendowaniem, potrafi też posiekać na drobno czy po prostu ekspresowo podgrzać.
Więc co takiego możemy za pomocą tego magicznego Vitamixa otrzymać, a czego nie da nam zwykły blender (albo da, ale z dużym wysiłkiem)?
1. Idealne masło orzechowe (z wszelkich orzechów, a nawet z dodatkiem całkiem suchych wiórów kokosowych). Tak na prawdę to była potrzeba nr. 1, która sprawiła, że zaczęłam rozglądać się za lepszym blenderem. Poprzednie modele prędzej czy później kończyły swój żywot właśnie na blendowaniu orzechów. Nawet jeśli udało im się wytrwać do momentu powstania masła, to zazwyczaj trzeba było kilkakrotnie przerywać blendowanie, bo sprzęt zaczynał rozgrzewać się do czerwoności. Z Vitamixem faktycznie masło robi się ekspresowo, może 30-40 sekund, bez żadnego przerywania pracy. Co więcej można bez obaw przytrzymać wysokie obroty odrobinę dłużej, tak by wzrosła temperatura, wtedy masło robi się aksamitne i bardziej lejące.
2. Smoothie ze wszystkiego. Odkąd na blacie stanął Vitamix, sokowirówka poszła w totalną odstawkę. Zawsze było mi szkoda tych wszystkich odpadów z wyciskania soku, próbowałam dać im potem jakieś drugie życie, ale finalnie i tak większość lądowała w koszu. Z Vitkiem nie ma tego problemu, bo zblenduje wszystko na gładko, łącznie z ogryzkami, skórkami, łuskami. Oczywiście nie będzie to już rzadkie jak sok, raczej gęste smoothie, ale ile więcej zdrowia. Tutaj na prawdę można szaleć z wyobraźnią, pyszne wychodziły wszelkie zielone smoothie na pietruszce czy jarmużu, soczki marchewkowe ala kubuś czy napoje bananowo korzenne z kurkumą.
3. Zupy z surowych warzyw. To jest totalne odkrycie: do blendera wrzuca się przeróżne warzywa (np. te których akurat zbyt dużo się ma w lodówce), zalewa się wodą, do tego sól, przyprawy i oliwa z oliwek, dalej blenduje się na wysokich obrotach z grzaniem i po 2 minutach jest gotowa ciepła zupa. Smak może być zaskakujący, np. surowy brokuł okazał się przeraźliwie ostry i intensywny, z kolei miło zaskoczyły buraki w połączeniu z pomidorami i papryką. Fajnie wychodzi, kiedy doda się do blendera też pestek dyni lub ziaren słonecznika. Można też blendować krócej i zrobić chłodnik – z pomidorów, ogórków, podduszonej botwiny czy z czego Wam się zamarzy.
4. Ciasta i desery. Obecnie właściwie większość słodkości robię w blenderze, na leniwca – czyli wrzucam jajka, różniaste mąki, orzechy, daktyle czy banany i co jeszcze mam pod ręką i patrzę co wyjdzie 😀 Podobnie z omletami. Jak chodzi o ciasta, to odkąd mam Vitka, o wiele lepiej wychodzą mi wszelkie bezserniki, czy to z kaszy jaglanej czy z orzechów – wcześniej nie było opcji zblendować masy na taką idealną gładkość, żeby ciasto mogło z powodzeniem udawać sernik. Kolejna zaleta wychodzi przy blendowaniu twardszych składników na spód, np. orzechów z daktylami. Trzeba faktycznie mocno się wspomóc pałką do mieszania i ugniatania składników, ale masa robi się o wiele szybciej. Jedynie potem trzeba się namęczyć, żeby ją wygrzebać z tego długiego kielicha.
5. Pesto, hummusy i inne pasty lub sosy. Super sprawa, bo u mnie nie ma opcji, żeby zjeść chleb nie posmarowany niczym, a z kolei kupne smarowidła zazwyczaj są bardzo słabe w składzie. A teraz ładuję do kielicha natkę pietruszki, suszone pomidory, słonecznik, pestki dyni, sól, oliwę, sok z cytryny i w kilka minut mam przepyszne pesto naładowane witaminami.
6. Weekendowa kawa. Nasza tradycja, czyli kawa, niełuskane ziarna kakaowca, daktyle, korzenne przyprawy, odrobina mleka ryżowego i oleju kokosowego – bajka 🙂
7. Siekanie i rozdrabnianie. Najmniej ważna funkcja, ale bardzo przydatna, bo kto lubi żmudne tarcie na tarce czy siekanie? U mnie w kuchni szczególnie przydaje się przy rozdrabnianiu surowego brokuła czy kalafiora na ciasto do pizzy czy marchewki do ciasta marchewkowego. Myślę, że warzywka do surówek też by dały radę się w tym cudzie posiekać.
Na koniec małe podsumowanie 🙂
Same zalety ten sprzęcior ma, nic tylko kupować! No właśnie ma jedną, konkretną wadę – cenę 😛 Trzeba rozważyć, do czego tak na prawdę jest nam w kuchni potrzebny, i czy nie wolimy zainwestować np. w pełnego robota kuchennego. U mnie sprawdza się rewelacyjnie i żaden robot nie jest mi już potrzebny, ale moja kuchnia do skomplikowanych nie należy. Wkurzało mnie robienie masła orzechowego partiami, wkurzały mnie niezblendowane grudy w ciastach czy smród spalenizny przy robieniu hummusu – i teraz tego nie ma. A cena… akurat używany Vitek z ebaya to mniej więcej równowartość czterech spalonych blenderów – także w moim przypadku było się nie czaić, tylko kupować 😉
Mam nadzieję, że recenzja okaże się pomocna. Piszcie w komentarzach jeśli macie i używacie, lub przymierzacie się do kupna 🙂