Jeśli trombofilia w ciąży nie daje Ci spać po nocach, to ten wpis powstał właśnie dla Ciebie.
Długo zastanawiałam się, czy trombofilia w ciąży powinna być w ogóle poruszana u mnie na blogu, ponieważ nie jestem lekarzem i o tej przypadłości mogę powiedzieć tylko z perspektywy własnych doświadczeń. Będąc trenerem medycznym przywiązuję dużą wagę do kompetencji i uważam, że samo doświadczenie „własne” to za mało, by wypowiadać się ogólnie na dany temat – zbyt wiele jest w Internecie trenerów, którzy trenują innych bez niezbędnej wiedzy i doświadczenia. Dlatego kawał czasu gryzłam się sama ze sobą, czy trombofilia w ciąży tu powinna się pojawić, czy lepiej nie…
A potem przypomniałam sobie sam początek mojej ciąży, ile było stresu, łez, rozpaczań – zupełnie niepotrzebnie! Część z tych płaczów była mocno napędzona przez czytanie różnych wypowiedzi w Internecie, część przez lekarzy, na których trafiłam na początku – dlatego w końcu postanowiłam podzielić się moimi dobrymi doświadczeniami, bo takich w internetowym świecie jest mało. Jeśli trafi tu jakaś zabłąkana duszyczka googlując temat „trombofilia w ciąży” to mam nadzieję, że ten wpis nieco ją uspokoi.
Przypominam jednak, że ten wpis oparty jest na moich doświadczeniach – każda z nas jest inna, więc to w żaden sposób nie zastąpi konsultacji z lekarzem. I słówko na koniec wstępu – pamiętajcie, że nie ma sensu martwić się o rzeczy, na które totalnie nie macie wpływu.
Trombofilia w ciąży – moja historia
Kiedy dowiedziałam się o trombofilii nie byłam jeszcze w ciąży i szczerze mówiąc temat zbagatelizowałam. Wyszła mi przypadkiem, robiąc badania genetyczne pod kątem odpowiedniej diety. Będąc bardzo aktywną osobą, dbającą o dietę, nie palącą, nie stosującą antykoncepcji hormonalnej i bez żadnych dodatkowych chorób, wiedziałam, że ryzyko jakichkolwiek powikłań z tego tytułu jest bardzo małe. Wszystko zmieniło się kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym…
Przypomniałam sobie, że dietetyk, która konsultowała moje wyniki badania zaznaczyła, że trombofilia jest niebezpieczna w ciąży i żebym koniecznie skonsultowała się z lekarzem, najlepiej ZANIM zajdę w ciążę.
Nagle wpadłam w popłoch. Zadzwoniłam umówić się do lekarza, od razu opowiedziałam całą historię w rejestracji, na co usłyszałam, że to za wcześnie na wizytę. Trzeba czekać do 8. tygodnia. Odpaliłam google, hasło „trombofilia ciąża”… Tak, to nie był dobry pomysł, odradzam. Szczególnie buszowanie po forach… Głównie dowiedziałam się, że najprawdopodobniej poronię.
Był akurat weekend, więc idealnie, żeby cały przepłakać w oczekiwaniu na poniedziałek i umówienie wizyty lekarskiej w poradni, gdzie nie ma zasady czekania do 8. tygodnia. Jadąc na wizytę byłam strzępkiem nerwów, a po wizycie… miało być lepiej, a rozsypałam się już całkiem – lekarz był co prawda bardzo miły, ale powiedział, żeby nikomu nie mówić o ciąży przynajmniej do 3-ciego miesiąca, bo w moim wypadku to nic pewnego. Nawet stwierdził, że nie ma sensu zakładać karty ciąży. Powinnam natychmiast zrezygnować z pracy (a pracowałam wtedy w największej sieci fitness klubów w Polsce i miałam treningi praktycznie od świtu do nocy) i jedyne, co mogę zrobić to leżeć i czekać na drugi trymestr.
Jak już przeryczałam swoje, to znów wróciłam do google, tym razem żeby znaleźć sensownego lekarza. No i znów trafiłam na te nieszczęsne fora. Poszłam do kolejnego lekarza, tym razem dowiedziałam się, że w sumie nie ma sensu brać zastrzyków przeciwzakrzepowych, bo jak mam poronić to i tak poronię, nie ma co się przejmować. Pracować mogę dalej, bo „szkoda rezygnować z pracy, skoro ta ciąża taka niepewna”.
W międzyczasie dostałam skierowanie do Instytutu Hematologii, gdzie z kolei dowiedziałam się, że mam nie zawracać głowy, bo tam się takimi błahymi przypadkami nie zajmują. Więc generalnie przez pierwsze tygodnie żyłam w ogromnym stresie, latając od lekarzy do lekarzy. Pracowałam z „duszą na ramieniu”, ruszałam się jak najmniej, bojąc się nawet podbiec do autobusu. I czułam się coraz gorzej, pierwszy raz w życiu dorwał mnie ogromny ból pleców, że aż ciężko się oddychało. Nie umiałam cieszyć się ciążą i czułam, że wpadam w depresję.
Aż w końcu trafiłam pod dobre skrzydła. Ginekolog uspokoił mnie, że biorąc zastrzyki przeciwzakrzepowe jesteśmy z moim bąblem bezpieczni. Stwierdził, że wręcz powinnam pozostać aktywna, bo ruch poprawia krążenie i zmniejsza ryzyko pojawienia się zakrzepów, zagrażających dziecku. Teraz jest to dla mnie oczywiste (takie jest stanowisko WHO, to nie wymysł lekarza!), ale wtedy byłam tak zestresowana, że nie myślałam racjonalnie. Wróciłam do ruchu i odżyłam. Znów zaczęłam się dobrze czuć w swoim ciele, przez całą ciążę ani razu nie bolały mnie plecy, nie miałam żadnych obrzęków, problemów krążeniowo- zatorowych. Moja Pani hematolog była zachwycona, że dużo się ruszam, zawsze dokładnie oglądała kostki pod kątem opuchlizny i łydek w poszukiwaniu oznak jakichkolwiek zakrzepów. Wyniki badań krwi też zawsze były dobre.
Opowiadam to dlatego, byś nie bała się szukać dobrych specjalistów, byś nie bała się z nimi rozmawiać, dopytywać. Jeśli masz ochotę przejść ciążę w dobrej kondycji i sprawności – to możesz to zrobić! Możesz cieszyć się ciążą i żyć pełnią życia, nawet jeśli wisi nad Tobą diagnoza „trombofilia w ciąży”.
Ruch w ciąży to Twoje wsparcie przy trombofilii
Według najnowszych rekomendacji Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników, badania naukowe potwierdzają, że aktywność fizyczna poprawia wydolność krążeniowo-oddechową, a ponadto: „Dowody naukowe wskazują również niezaprzeczalnie na fakt, że podejmowana w czasie ciąży aktywność fizyczna o umiarkowanej intensywności nie jest związana z utratą ciąży i poronieniem.” Pamiętaj o tym, gdy usłyszysz od lekarza „Proszę się oszczędzać” – to nie znaczy, abyś zrezygnowała z delikatnych ćwiczeń, które poprawiają krążenie i dotlenienie tkanek. Wręcz odwrotnie, niech wtedy tym bardziej odpowiedni odżywczy ruch stanie się częścią dbania o siebie i o swoje dziecko. Oszczędzanie się czy dbanie o ciążę to nie jest leżący tryb życia. Teraz już mocno zwraca się uwagę na negatywne konsekwencje zdrowotne takiej praktyki – leżący/ siedzący tryb życia wręcz ZWIĘKSZA ryzyko wystąpienia choroby zakrzepowo-zatorowej. A więc ruch nie jest przeciwwskazany jeśli zastrzyki w brzuch i trombofilia w ciąży to Twoja codzienność – jest tym bardziej wskazany!
Nie potrzebujesz ćwiczyć długo, potrzebujesz ćwiczyć mądrze!
Przekonaj się, że możesz polubić ruch i poczuć się nawet lepiej niż przed ciążą.
To tyle o mnie, czas na teorię – czym jest trombofilia i dlaczego jest niebezpieczna w ciąży?
Trombofilia czyli nadkrzepliwość to nie jest choroba. To wrodzona skłonność do pojawienia się zakrzepów w naczyniach krwionośnych, które mogą doprowadzić do choroby, jaką jest zakrzepica (żChZZ – żylna choroba zakrzepowo – zatorowa). Choroba ta polega na pojawieniu się zakrzepów, przylegających do ścian naczyń krwionośnych, które wypełniając wnętrze naczyń, powodują całkowite zamknięcie ich światła. Zostaje więc wtedy przerwany dopływ tlenu do organów. Zakrzepy najczęściej dotyczą żył głębokich kończyn dolnych i tętnicy płucnej. Dlatego sama zakrzepica (a nie trombofilia!) jest bardzo poważną chorobą i nie ma z nią żartów.
Jeśli trombofilia w ciąży to nie choroba, to dlaczego te zastrzyki?
Zakrzepica to choroba wieloczynnikowa, co znaczy, że istnieje wiele czynników, które mogą przyczynić się do powstawania zakrzepów, a trombofilia jest jednym z nich. Im więcej czynników, tym większe ryzyko rozwoju choroby. Ponieważ zakrzepica jest dużym zagrożeniem dla zdrowia i życia, osoby z trombofilią są objęte profilaktyką przeciwzakrzepową, gdy są narażone na dodatkowe czynniki ryzyka – np. w ciąży czy podczas długiego lotu samolotem. Muszą wtedy przyjmować leki przeciwzakrzepowe, czyli właśnie owe nieszczęsne zastrzyki w brzuch. Nieszczęsne, bo nie są zbyt przyjemne, trzeba robić je codziennie o stałej porze, bywa, że miejsca po wkłuciach są bolesne, a kiedy brzuch jest już duży, nie jest łatwo o dobre miejsce… Wiem, przerabiałam na sobie.
Ale z drugiej strony – są sprawdzone, bezpieczne i skuteczne i to dzięki nim wiele ciąż miało szanse być donoszonymi do końca. Mimo, że sam proces zastrzyku w brzuch może być przerażający, to totalnie nie ma się czego bać, przy złym wkłuciu (wiem, bo sprawdziłam) co najwyżej robi się siniaczek. A jak się zrobi, to można go lekko rozmasować i tyle – zapomnieć o nim.
Dlaczego ciąża jest tak ważnym czynnikiem ryzyka?
Podczas ciąży hormony (więcej możesz przeczytać o nich tutaj) powodują rozszerzenie naczyń krwionośnych, co predysponuje do zastojów krwi, a z kolei rosnąca macica zwiększa również sam nacisk na naczynia. Z tego powodu i bez trombofilii w ciąży istnieje większe ryzyko powstania zakrzepów i niewydolności tętnic. Ale w ciąży z trombofilią dochodzi jeszcze wspomniane ryzyko poronienia – zakrzep może spowodować zaburzenie przepływów krwi w małych naczyniach krwionośnych, które odżywiają płód. Może zdarzyć się tak, że zakrzepy zahamują przepływ do tego stopnia, że płód nie dostanie odpowiedniej ilości związków odżywczych, w tym tlenu.
Jak się ustrzec przed poronieniem?
Tak jak pisałam wcześniej zakrzepy powstają w wyniku działań wielu czynników. Na trombofilię wpływu nie mamy, ale za to mamy na wiele innych czynników ryzyka: palenie papierosów, pozycja siedząca powyżej 12 godzin dziennie (generalnie im więcej siedzenia i mniej ruchu tym gorzej), długie podróże samolotem (chociaż mi hematolog zabroniła wszelkiego latania w ciąży), odwodnienie, antykoncepcja hormonalna, choroby współtowarzyszące jak cukrzyca.
Zadbaj o profilaktykę prozdrowotną
Prawidłowe odżywianie, suplementacja i umiarkowana aktywność fizyczna to najważniejsze elementy. Warto zadbać o poprawę ogólnie krążenia, a tym samym dotlenienie organizmu. Taka aktywność nie musi być ani trochę męcząca – na start świetnie sprawdzi się delikatne uruchomienie ciała, krótkie rozruchy, ćwiczenia oddechowe, spokojne mobilizacje.
Tak też ćwiczymy w programie dla kobiet w ciąży na start, czyli w PROSTYM PLANIE DLA SPRAWNEJ CIĄŻY.
Poza umiarkowanym ćwiczeniem, w ciąży dbałam też o picie wody i pilnowałam, aby nie dopuścić do odwodnienia. Kiedy miałam dzień intensywnej pracy przed komputerem robiłam przerwy na rozruch i trzymanie nóg wyżej. To wszystko bardzo się opłaciło – ogólnie mam tendencję do spuchniętych kostek, a w ciąży ani razu nie miałam tego problemu, mimo, że końcówka ciąży przypadła mi na gorące lato. Nawet moja lekarz hematolog była zdziwiona, że obyło się bez opuchlizny. Także nie ma co się przerażać, tylko trzeba świadomie o siebie dbać!
Jak diagnozuje się trombofilię?
W celu wykrycia trombofilii wykonuje się badanie genetyczne – najczęstsze mutacje genetyczne odpowiadające za nadkrzepliwość to tzw. mutacja typu Leiden czynnika V oraz mutacje w genie protrombiny. Mutacje powodują powstanie białka o zmienionych funkcjach i/lub właściwościach. Powstałe dysfunkcyjne białko zmienia proces krzepnięcia krwi. Badanie genetyczne identyfikujące mutacje wykonuje się albo z krwi albo ze śliny. Natomiast lekarze (przynajmniej Ci, z którymi ja się spotkałam) zazwyczaj respektują tylko wynik z krwi. Z tego co wiem, skierowanie od lekarza na badanie otrzymuje się rzadko, bywa, że nawet po kilku poronieniach takiego badania się nie wykonuje, natomiast w innych krajach europejskich jest to w standardzie. A dodam tylko, że nadkrzepliwość jest wcale nie rzadką przypadłością (mutacja typu Leiden występuje u ok 5% polskiej populacji).
Na zakończenie kilka faktów, które dla mnie były bardzo pomocne:
- badanie potwierdzające trombofilię jest niezbędne, aby otrzymać refundację na zastrzyki
- zastrzyki robi się w fałd skórny na brzuchu – można spokojnie wkuwać się w boki brzucha i moim zdaniem tam mniej boli niż w okolicy pępka. Generalnie zasada jest taka, żeby wkłuwać się od linii pępka w dół, ale położne w szpitalu wkłuwały się bardzo różnie, zaczynając od miejsca tuż przy pępku, a na ramieniu kończąc
- zastrzyki należy wykonywać o stałej porze, najlepiej rano, biorąc pod uwagę, że większość porodów rozpoczyna się w nocy
- od zastrzyku (u mnie był Clexane 40) do podania znieczulenia zewnątrzoponowego musi upłynąć 6 godzin. Ja miałam cesarskie cięcie i znieczulenie podpajęczynówkowe – w trybie nagłym, bez badań krwi. Nikt się terapią nie przejmował (słyszałam plotki internetowe, że przy terapii jest możliwe tylko znieczulenie ogólne – a więc dementuję te pomówienia).
- po konsultacji z lekarzem – jeśli jest pewność, że rozpoczyna się już poród, nie robimy zastrzyku
- po konsultacji z lekarzem – w razie potrzeby porę podania zastrzyku zmieniamy stopniowo (co 1h w każdym dniu)
- poza opieką ginekologa dobrze być pod stałą kontrolą hematologa, który będzie dawał zlecenia na badania krwi (u mnie była to morfologia, homocysteina, żelazo, ferrytyna, wit B12) i będzie oglądał miejsca po wkłuciach, a także sprawdzał, czy nie robią się obrzęki. Z hematologiem warto też konsultować wszelkie dalsze podróże (samolotem czy samochodem)
- bardzo wskazana jest umiarkowana aktywność fizyczna – polecam Ci program ciążowy SPRAWNA MAMA
- koniecznie należy pilnować diety ciężarnej (odsyłam tutaj), aby uniknąć zatrucia, odwodnienia czy niedoborów np. kwasu foliowego
- w przypadku powstawania zgrubień w miejscach po zastrzykach, trzeba je delikatnie rozmasowywać
- sam zastrzyk jeśli jest niekomfortowy to kwestia doświadczenia, wyboru dobrego miejsca i cierpliwego podania (powoli) – najlepiej niestety metodą prób i błędów znaleźć swoje miejsce, sposób i tempo podania. W przypadku siniaka czy zgrubienia nie ma powodu do zmartwień, ale gdyby oczywiście było coś większego i niepokojącego, to polecam iść do hematologa.
Na koniec – nie rób mojego błędu czarno widzenia. W dobie dzisiejszej medycyny trombofilia w ciąży przestaje być taka straszna. A kłucie w brzuch… Przyjemne nie jest, ale działa – a w końcu to najważniejsze.